Czerwiec w moim ogrodzie





U mnie na blogu znowu o kwiatkach, eh...
Ostatnio zauważyłam, że co miesiąc relacjonuję  co się dzieje w moim, kwiatowym ogrodzie.
Tak bardzo lubię fotografować kwiaty, podziwiać ich urodę, że całe dnie mogłabym przebywać  w moim ogrodzie, wśród roślin kwitnących,  upajać się nie tylko urodą, ale i zapachem,
a przy tym słuchać świergotu wróbli, które zadomowiły się pod dachem, w licznej koloni.
Czerwiec w tym roku jest bardzo upalny i suchy. Pogoda sprzyja większości  roślinkom, aczkolwiek niektóre z nich szybko przekwitają. Przekwitły goździki brodate, babcine kwiatuszki, które bardzo lubię, ponieważ same się wysiewają, są odporne, mało wymagające i dlatego co roku zakwitają w różnych częściach  ogrodu.





Na rabatkach królują, ukochane róże, które pięknie kwitną. Niestety ich listki opanował szkodnik, skoczek różany. Nie wiem, w jaki sposób go zwalczyć,  nie stosując chemii. Może znacie, jakieś ekologiczne preparaty, które zwalczyłyby intruza ? Fakt, mogłabym go opryskać środkiem owadobójczym, ale żal mi trzmieli, pszczół i innych pożytecznych owadów, które niepotrzebnie straciłyby życie.







Oprócz róż, na rabatkach kwitną nagietki, które raz posiane, nasiewają się samoczynnie i są bezproblemowe w uprawie. Nagietki, kojarzą mi się zawsze z beztroskim, upalnym, latem. Suszę kwiatki  aby zimą dosypywać je w postaci dodatku, do samodzielnie przygotowanych herbat. Czasami płatki nagietka dodaję do sałatek. Być może pokuszę się o zrobienie maści nagietkowej, która prawdopodobnie skuteczna jest na oparzenia, wysypki i problemy skórne.




Witam bardzo serdecznie na moim blogu a - lenka i Maksa. cieszę się, że jesteście ze mną :)


Giethoorn - Wenecja Północy





Witajcie kochani !:)

Dawno mnie nie tutaj nie było, ale problemy rodzinne, ( poważne złamanie nogi u mojego męża) spowodowały, że brakowało czasu na bloga, ale bardzo się cieszę, że już tu  jestem. 
Może znajcie, jakieś naturalne sposoby, żeby kość szybciej się zrosła ?




Dzisiaj zapraszam Was na wycieczkę do holenderskiej miejscowości  Giethoorn, zwanego "Wenecją Holandii " lub "Wenecją Północy", ponieważ wioska poprzecinana jest  siecią kanałów wodnych. Miejscowość wzięła swą nazwę od holenderskiego słowa "gietehornes", które oznacza "kozi róg". Ponoć pierwsi osadnicy tej miejscowości odkryli ich setki na tutejszych bagnach. Wioska stała się popularna po tym, gdy Bert Haanstra nakręcił w niej w 1958 roku komedię pt. " Fanfare".





Giethoorn jest przecudną, klimatyczną miejscowością, pełną pięknych domów i ogrodów.   Posiada 176 pomostów, które łączą sąsiednie zabudowania. Niektóre domy znajdują się na wysepkach do których można dostać się jedynie drogą wodną. Inne łączą się ze sobą poprzez drewniane mosty.Wszystko to tworzy nietuzinkowy, bajeczny klimat.
Mieszkańcy Giethoorn cenią sobie spokój i ciszę, dlatego  wszystkie łódki poruszające się po kanałach wyposażone są w silniki elektryczne, które są bardzo ciche i dlatego nazywane są “szepcącymi”. Podobno “najgłośniejszy dźwięk, który można tu usłyszeć to kwakanie kaczek lub hałas powodowany przez inne ptaki” .



Do niedawna w Giethoorn nie było żadnych dróg poza ścieżkami rowerowymi, a jedynym środkiem lokomocji dla mieszkańców były łodzie. Współcześnie, lokalne władze wyszły naprzeciw oczekiwaniom turystów, których liczba rośnie z każdym rokiem i dla ich wygody, wzdłuż kanałów poprowadzono drogi, które ułatwiają życie zwiedzającym, a jednocześnie nieodwracalnie zmieniło klimat tego miejsca (“stara” część wioski, poza ścieżkami rowerowymi, jest całkowicie pozbawiona dróg).

Miejscowość można zwiedzać pieszo, łódką lub na rowerze. Punkty wypożyczające łodzi są niemal na każdym kroku, a do wyboru jest kilka szlaków – godzinny, dwugodzinny oraz tzw. pętla, na opłynięcie której potrzeba około czterech godzin. Wypożyczenie łódki to koszt rzędu 15 euro za godzinę.


Pięknie witam nowe obserwatorki mojego bloga Karolinę Gierdziejewską, Jenovie Dżemson,
ErRa MoOd oraz Narje, cieszę się, że jesteście ze mną :)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka